„Incydent” to kolejna gra paragrafowa, która ukazała się w ramach akcji Miniatura, zainicjowanej przez założycieli Wydawnictwa Wielokrotnego Wyboru. Jest to również jedna z dziewięciu gier, jakie zostały ponownie wydane, jednak tym razem po raz pierwszy w wersji drukowanej. Pierwszy raz „Incydent” ujrzał światło dzienne już w roku 2012, jego ostatnia odsłona pojawiła się, kilka tygodni temu.

Identycznie, jak w przypadku innych książek, wydanych ostatnio przez wydawnictwo Gindie, i ta prezentuje bardzo dobrą jakość wydania. W odróżnieniu od innych publikacji, ta została zszyta, nie sklejona, ale wynika to z jej niewielkiej objętości. Jak na miniaturę przystało, zawiera jedynie pięćdziesiąt paragrafów. Okładka została przygotowana przez Martynę Szczykutowicz, zdaje się etatowego grafika wydawnictwa. Mam w ręku świeżutkie wydanie – zupełnie nowa prezencja, nowa jakość. Dlatego muszę odnieść się do okładki, chociaż rzadko to robię w swoich recenzjach. W „Uwikłanej” zwróciłem uwagę na bezsensowną opaskę na oczach niewidomej kobiety, reszta była w porządku. Tutaj z kolei nie mam się do czego przyczepić. Tytuł gry został bardzo fajnie zaprezentowany, całość jest utrzymana w stylu innych okładek paragrafówek. Miałem pewne trudności z powiązaniem obrazu z treścią gry. Mamy schody, a na nich rozciągnięty dywan. Jest wyciągnięta dłoń w geście pomocy, trzymająca sznur. A paragrafówka prowadzi nas przez wydarzenia, rozgrywające się w świecie zombie. Po dłuższych przemyśleniach, zakończonych późnym wieczorem, wpadłem na rozwiązanie. Brakującym ogniwem, o którym zapomniałem, była główna bohaterka, poruszająca się na wózku inwalidzkim. W książce musi ona nie tylko uważać na zombie, ale również walczyć z infrastrukturą miejską, teoretycznie przystosowaną dla osób niepełnosprawnych. Okładka to alegoria pomocy, jaką społeczeństwo obdarowuje osoby niepełnosprawne. Wszelkiego rodzaju ułatwienia wykonuje się tam, gdzie wymaga tego prawo, a nie ludzkie zrozumienie. Gdy się już coś robi, to zazwyczaj jak najtaniej, często wręcz uniemożliwiając praktyczne zastosowanie owego „udogodnienia”. Mamy więc dywan, ale na nierównych i stromych schodach. Mamy wyciągniętą, pomocną dłoń społeczeństwa, ale trzymającą stryczek. A może się mylę?

Miniatura lub interaktywna powieść – zdecydowanie te dwa typy gier najlepiej wychodzą Beniaminowi Muszyńskiego. W żadnym wypadku nie powinien podejmować prób pisania „średnio” długich paragrafówek. Inaczej zachowuje się jak rozpędzony koszyk w markecie. Jest gdzie się rozpędzić, ale nie ma gdzie zahamować i tylko czekać, aż dojdzie do katastrofy. W długich powieściach ma szerokie pole do popisu, rozpędza się i ma dużo czasu, by każdy wątek zakończyć rozsądnym morałem, czego przykład stanowi „Tło”. Z kolei miniatury, takie jak opisywany „Incydent”, to małe pole do popisu, przez co historia nie ma możliwości by się rozwinąć i nie trzeba jej później uzasadniać. Dokładnie tak dzieje się w tym przypadku. Główna bohaterka porusza się na wózku inwalidzkim i jej głównym zadaniem (a w zasadzie naszym), jest dotarcie do apteki po leki dla chorego dziadka i bezpieczny powrót. Wprowadzenie wręcz banalne, ale to miniatura i nie oczekujemy niczego więcej. Całość rozgrywki można podzielić na dwa rodzaje wyborów. Jedne z nich odnoszą się stricte do postawionego przed nami celu, drugie to sposobu realizacji działań. Autor, jak sam na początku książki wyjaśnia, chciał zademonstrować, z jakimi niedogodnościami muszą się borykać osoby niepełnosprawne ruchowo.

Historia z zombie podnosi dodatkowo napięcie podczas podejmowania każdej z naszych decyzji. Nie obyło się jednak bez wpadek. Konfrontując misję zdobycia leków ze śmiertelnym zagrożeniem ze strony umarlaków, zdarza się, że dochodzimy do kuriozalnych sytuacji.

Jest w książce jeszcze jeden element, który bardzo mi się spodobał i żałuję, że wystąpił on tylko raz i w tak niewielkim zakresie. Otóż, w pewnym momencie mamy możliwość „przeniesienia się” do innej postaci i kierowania jej poczynaniami. Uważam to za bardzo interesujący zabieg, nieczęsto spotykany w grach. Wyobraźcie sobie grę, w której podejmujecie decyzje jako jedna postać, a potem jako inna doświadczacie ich konsekwencji i wpływacie z kolei na inne postacie, którymi, być może, również przyjdzie wam grać.

Podsumowując miniaturę „Incydent”, należy powiedzieć, że jest to całkiem zgrabnie przygotowana gra, w której autor porusza nietuzinkowy temat. Jest to krótka paragrafówka. Jej przejście nie powinno nam zająć więcej niż dziesięć minut. Jednak odnalezienie wszystkich możliwych zakończeń nie będzie tak łatwe, jakby to mogło się wydawać.