Koniec lat siedemdziesiątych i początek osiemdziesiątych ubiegłego wieku, to niewątpliwie czas paragrafówek. Były ku temu sprzyjające warunki. Mało kto posiadał komputer w domu. Rozrywką wśród ówczesnych graczy były wszelkiego rodzaju planszówki, gry RPG i właśnie gry paragrafowe, a wśród nich seria Choose Your Own Adventure.

„Mystery of the Maya” została wydana w 1982 roku i stanowiła jedenasty tom cyklu. Za sprawą reedycji, ukazała się w 2006 roku. Klasyka gatunku, jak by powiedzieli niektórzy. Niestety, z klasyką jest ten problem, że gdy wracamy do niej po latach, to niekoniecznie okazuje się tym, czego się spodziewaliśmy. Jej obraz, pozostawiony w naszej pamięci, zwykle mocno ewoluuje w stronę ideału, potęgując bolesny upadek przy ponownym zetknięciu. Ja nie miałem wcześniej styczności z tym tytułem, natomiast przeczytałem już kilka innych książek tego autora i wiedziałem, że niczego szczególnego nie powinienem się spodziewać. Toteż nie zawiodłem się bardziej niż przypuszczałem.

Brak mechaniki, banalna fabuła i niebanalne, czy raczej nieoczekiwane zwroty akcji. Tak pokrótce można opisać kolejną książkę z serii. Dorzućmy do tego 39 możliwych zakończeń na, jedynie, 131 stronach i wiemy już, jak wygląda nienajlepsza paragrafówka. Oczywiście, docelowa grupa odbiorcza, jaką są dzieci w wieku około dziesięciu lat, uważa inaczej. A możemy się o tym przekonać, czytając na pierwszej stronie książki rzekome opinie czytelników, w stylu: „There are mazes to go through, twists to survive but be on your toes, you can even explode!”.

Tym razem wybieramy się do Meksyku, na poszukiwania naszego przyjaciela Toma, który zaginął. Historia lubi się powtarzać. Dopiero co szukaliśmy innego z naszych znajomych w grze „The Abnominable Snowman”. W zasadzie to jedno zdanie jest całym wstępem do gry. Nic dodać, nic ująć. Zostaliśmy przyzwyczajeni do nietuzinkowych zwrotów akcji, serwowanych przez R.A. Montgomery’ego. Dlatego i tym razem bliskie spotkania z UFO czy szamanami, których napoje przenoszą nas w czasie, nie powinny nas dziwić. Pozostaje we mnie jednak złość, że tak konsekwentnie można psuć książki. Bardzo ciekawi mnie, jaki styl mają inni autorzy, piszący do serii. Zastanawia mnie czy starali się wpasować w nurt, wytyczony przez autora omawianej książki, czy może stworzyli coś swojego, coś, co ma ręce i nogi. Mam nadzieję, że to drugie.

Wydawnictwo Chooseco, które wznowiło serię, postanowiło dodać do każdej książki jedno dodatkowe, „sekretne zakończenie”. Oczywiście, oryginalna treść gry nie została zmodyfikowana. Nowe zakończenie można znaleźć na stronie internetowej http://www.cyoa.com/, gdzie dostajemy kilka akapitów nowego tekstu, podpiętego pod jeden z paragrafów. Po jego przeczytaniu, mamy możliwość zagrania w prostą grę, uruchamianą w przeglądarce. Niestety i ten element mocno kuleje. Gry nie są ani interesujące, ani zbyt dobrze wykonane. Zupełnie nie rozumiem takiego podejścia do tematu. Przecież nawet dziesięcioletnie dzieci zauważą, że jakość wykonanych gier mocno odbiega od dzisiejszych standardów. Ba! To właśnie dzieci potrafią nam, dorosłym, wystawić bezwzględną i surową ocenę.