Tym razem w szpony mojej krytyki wpadł trzeci tom serii „Endless Quest”, wydanej w Polsce jako seria „Niekończąca się wyprawa”. Tytuł książki brzmi: „Pieśń Czarnego Druida”. Od razu muszę wyjaśnić, że chociaż w naszym kraju tom dostał numer trzeci, to oryginalnie został wydany jako trzydziesty szósty! Czyli ostatni z tej serii. Nie wiem, czemu akurat tak się stało, niemniej jednak więcej książek z tej linii w Polsce już nie mieliśmy, a szkoda.

W odróżnieniu od poprzednich, autorką tej paragrafówki, jest Josepha Sherman. Biorąc książkę pierwszy raz do ręki, nie wiedziałem, czego tak naprawę mam się spodziewać. Z jednej strony – miałem nadzieję, że ze względu na zmianę autora, tekst będzie dużo lepszy od poprzednich gier, z drugiej – pamiętałem, iż Rose Estes poprawiła się w drugim tomie i trzeci mógłby być jeszcze lepszy, a tak trafiam ponownie na nieznany teren.

To, co łączy wszystkie trzy książki, i jak podejrzewam, dziesiątki innych z tej serii, które nie zostały wydane w Polsce, to brak mechaniki. Jakby to pewnie powiedział Newton w odniesieniu do gier paragrafowych: „Mechanika klasyczna to dział w grach, opisujący ruch dwóch ciał sześciościennych” – właśnie tego nie ma. Nie jest to oczywiście żadna ujma, pod warunkiem, że tekst interesująco przeprowadza nas przez rozgrywkę. Z tym do tej pory bywało różnie, ale trzeci tom (będę posługiwał się numeracją Polską) wypada póki co najlepiej. Już sam wstęp uświadomił mnie, że mam do czynienia z tekstem dobrze przygotowanym, trzymającym się zwięzłej całości, a nawet wciągającym. Oczywiście, wiele wydarzeń wciąż przesyconych jest naiwnością, ale jest to gra dla młodszych czytelników i nie możemy traktować tego jak wadę. Mógłbym powiedzieć, że w odróżnieniu od poprzedniczek, dostajemy prawidłowo przygotowaną, naiwną historię.

Podczas gry nie wszystko jednak szło tak gładko, jak wydawało mi się, że będzie. Spora część wyborów, jakich dokonujemy, ma logiczne konsekwencje. Kierując się zdrowym rozsądkiem, możemy przejść bez obaw około siedemdziesięciu procent gry. Niestety, pozostała część, to sytuacje, gdy musimy wybrać na przykład kierunek, w jakim chcemy się udać i to czy nam się powiedzie, zależy tylko i wyłącznie od szczęścia. Bardzo mi się to nie podoba, ale wygląda na to, że właśnie w ten sposób została zastąpiona losowość, z którą spotykamy się, gdy w grze występują rzuty kostkami. Jest to w zasadzie jedyna poważniejsza wada książki. Co prawa, natrafiłem na kilka błędów, jednak one z kolei nie mają przełożenia na przebieg rozrywki. Natrafiłem na przykład na taki fragment: „…stajesz na luźnym kamieniu, który ustępuje pod twoją stopą, lecisz razem z nim w przestrzeń.” Wydawałoby się, że nasz bohater właśnie zginął, ale nie. Już następne zdanie tego akapitu mówi nam, że „dalej wspinasz się pod górę”. Dziwna sprawa. Z kolei w innym miejscu znalazłem kamienny amulet. Dwa paragrafy dalej (w rozdziale, do którego musimy bezwarunkowo przejść przez inny), czytam: „Jeżeli nie masz już amuletu…”, co jest absolutnie niemożliwe, żebym go nie miał. Zwyczajnie nie było gdzie go zgubić, zostawić, użyć itd. Żeby tego było mało, w następnym paragrafie czytam: „Uświadamiasz sobie, że wciąż trzymasz w zaciśniętej dłoni kamienny amulet i że to dzięki niemu doszliście tak daleko.” No bez przesady, „przeszedłem” raptem trzy paragrafy i w dodatku tylko raz był opis, że się przemieściłem.

„Pieśń Czarnego Druida” to najciekawsza książka z serii. Poza wymienionymi dwoma nieścisłościami, nie znalazłem innych błędów. Gra jest również najtrudniejsza. Próbowałem ją przejść przynajmniej dziesięć razy, zanim mi się to w końcu udało. Mamy bardzo dużo możliwości wyboru. Książka to 170 stron, na których zawarto ciekawą przygodę. Musze przyznać, że „Pieśń” okazała się bardzo kojącą lekturą po swoich nie najlepszych poprzedniczkach. Tym razem z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu młodemu czytelnikowi.