„Przerażający Loch”, autorstwa Rose Estes, nie był w zasadzie moim wyborem. Chociaż wiem, że któregoś pięknego dnia i tak musiałbym sięgnąć po tę książkę, i tym samym zepsuć sobie dzień. Niemniej jednak, z czystym sumieniem mogę powiedzieć: „sami chcieliście”, ponieważ właśnie w głosowaniu ten utwór został wybrany do recenzji. Ciekawe jest to, że jedną z osób, głosujących na tę opcję, był autor raczej negatywnej recenzji tej książki. Była to z jego strony albo ciekawość, czy do określenia gry użyję słowa „kiepska” lub „beznadziejna”, albo dobry żart.

Realia gry to świat „Dungeons & Dragons”, być może niektórzy gracze znają go z RPG-owego podwórka. Chociaż sam z RPG miałem co nieco wspólnego i było to lata świetlne temu, to akurat w D&D nie grałem. Akurat tak szczęśliwie się składa, że nieznajomość tego świata w niczym kompletnie nie przeszkadza. Jest to w zasadzie tło, jak każde inne – i w tym problem. Spodziewałem się, że skoro przygoda osadzona jest w tak znanym na świecie systemie RPG, to zostanie to wyeksponowane w książce.

Mechanika. Gra nie zawiera żadnych statystyk bohatera. Nie ma systemu walki, nie będzie rzutów kośćmi, przeliczania czegokolwiek, wyliczania, zupełnie nic. Mechanika, ano właśnie – gdzie jest mechanika, ja się pytam? W pierwszej chwili byłem w szoku. Owszem, czytałem już książki, gdzie mechanika była bardzo uproszczona i nie stanowiło to wielkiego problemu. Ale my tu mamy do czynienia z D&D. Nawet nie grając w RPG, każdy przynajmniej słyszał, że ten świat to praktycznie non stop walki – czyżby ich nie było? Są. „System walki”, że tak pozwolę sobie perwersyjnie nazwać to, co zaraz opiszę, sprowadza się do decyzji czy walczymy, czy też nie. Jeżeli się zdecydujemy, to książka nam opisze, jak taka walka przebiegała i w jaki sposób udało nam się ją wygrać. Oj przepraszam, zdarza się (choć naprawdę rzadko), że przegramy walkę. Zrozumiałbym, gdyby to była jakaś interaktywna powieść, gdzie tego typu elementy nie byłyby ważne, ale tutaj praktycznie w każdym paragrafie z kimś walczymy! Osobiście dla mnie jest to bardzo irytujące, bo właściwej przygody prawie nie ma. Przypomina mi się pewna szanta: „No i znów bijatyka, no znów bijatyka, no bijatyka cały dzień…”.

Nic dobrego o mechanice nie można powiedzieć, a złego więcej mówić już nie wypada. Przejdźmy do fabuły, która, niestety, również pozostawia wiele do życzenia. Chociaż tutaj sprawa nie jest taka oczywista. Z jednej strony mógłbym uznać, że książka napisana jest słabo, a teksty i dialogi są naiwne i przekolorowane, z drugiej zaś – że książka jest dedykowana młodszym czytelnikom. Jednak nie mogę się zdecydować na żadną z tych opcji, ponieważ żadna nie jest oczywista. W tekście można znaleźć fragmenty, które bez ogródek opisują walkę, jak na przykład ten: „Minotaur rozrywa swoją ofiarę i z wściekłością rozdeptuje”. Oznacza to, że gra raczej nie jest przeznaczona dla najmłodszych. Jednak w innym miejscu, gdzie rozprawiamy się ze śmiercionośnym Bazyliszkiem, słyszymy od złego i potężnego czarownika: „Mój słodki pieszczoszku… Zemszczę się na twoich oprawcach”… Opisy zdarzeń i dialogi są na bardzo kiepskim poziomie. Czasami zastanawiałem się, czy aby na pewno niektóre zdania są zgodne z gramatyką. Błędów nie znalazłem, no może poza jednym na pierwszej stronie, gdzie zamiast znaku „&”, mamy „@”, przez co dostajemy magiczne „Dungeons @ Dragons”, bez komentarza.

Warto by było jeszcze wspomnieć kilka słów o nieliniowości i trudności. Jeżeli chodzi o pierwszy aspekt gry, to wynika on tylko i wyłącznie z tego, że możemy zdecydować, czy chcemy uniknąć walki. Tak naprawdę, to w żadnej innej części książki nie odczujemy jakiegoś realnego wpływu na to, co się dzieje. Przykre lecz prawdziwe. Również uważam, że tekst jest bardzo łatwy i dodatkowo krótki. Pomimo 130 stron książki, przeszedłem ją za pierwszym razem w dziesięć minut, bez żadnego problemu.

„Przerażający Loch” to przerażająco kiepska gra. Nawet, gdybym uznał ją za utwór kierowany do dzieci, to zdecydowanie lepszą pozycją jest „Pałac o Stu Bramach”. Według mnie, świat „Dungeons & Dragons” pojawił się tutaj tylko jako element przyciągający pieniądze i nic więcej. Czekają mnie jeszcze dwa inne utwory z tej serii, wydane w Polsce. Zobaczymy czy prezentują wyższy poziom. Póki co, jedyne określenie, które pasuje do tej gry, to: „przerażająca”, zarówno dla dzieci jak i dorosłych, ale dla każdej z tych grup w innym sensie.