W ostatnich latach można zauważyć pewne delikatne ruchy w kierunku tworzenia i popularyzowania gier paragrafowych. Co więcej, doświadczamy tego nie tylko na rynkach światowych, ale również w Polsce. Dobrym przykładem z naszego podwórka jest wydawnictwo Gindie, z projektem wydania książek Beniamina Muszyńskiego i Mikołaja Kołyszki. Wracając jednak do tego, co dzieje się za granicą, można zauważyć zainteresowanie samych czytelników literaturą interaktywną. Tego z kolei u nas brakuje. Aktywność odbiorców bardzo dobrze widać w realizowanych projektach crowdfundingowych na Kickstarterze. Książka Marca J. Wilsona to trzecia ze znanych mi gier, zrealizowana właśnie dzięki czytelnikom. Jedną z nich była „To Be Or Not To Be”, która na realizację zebrała ponad 580 tys. dolarów z wymaganych 20 tysięcy. Wynik jest oszałamiający. I chociaż „Restless Heart Of Evil” zebrała tylko 3,5 tys. funtów z wymaganych dwóch, to i tak wprawia w osłupienie, że są ludzie, których tego typu literatura wciąż interesuje. Ktoś mógłby powiedzieć, że wspomniany polski projekt zebrał aż 408%, co sugeruje i u nas duże zainteresowanie paragrafówkami. Pamiętajmy jednak, że książki te były podpięte do gry „Dogs In The Vineyard”. Gry RPG od zawsze miały w Polsce duże grono fanów. Śmiem twierdzić, że wydanie samej gry paragrafowej nie spotkałoby się z tak dużym odzewem. Niestety.
Czas przyjrzeć się bliżej grze paragrafowej „Restless Heart Of Evil”. To dość pokaźna książka, licząca pięćset paragrafów na dwustu dziewięćdziesięciu stronach. Autor książki chwali się, że ma ona ponad sto tysięcy słów i większą objętość niż „Hobbit” Tolkiena. Zaglądając do środka, przekonujemy się, że jest rzetelnie wypełniona treścią, bez zbędnych zapychaczy i rysunków na co drugiej stronie. Mógłbym nawet powiedzieć, że tych drugich mogłoby być znacznie więcej. Te, które znajdziemy, wypadają bardzo profesjonalnie i aż prosi się o więcej. Nic tak nie umila rozgrywki, jak dobrze przygotowana ilustracja. Być może w kolejnych częściach będzie ich więcej. Autor planuje stworzyć całą serię paragrafówek w wymyślonym przez siebie świecie „Dangerous Worlds”. Co ciekawe, Marc J. Wilson nie zakłada, że sam napisze wszystkie książki. Stworzył koncepcję świata i jest otwarty na pomysły i treści, napisane przez inne osoby. Mam nadzieję, że projekt się uda, i że w niedługim czasie na rynku pojawią się nowe paragrafówki – nie odgrzewane kotlety, ale prawdziwy powiew świeżości i jakości.
Przyglądając się grze jeszcze bliżej i przechodząc do czytania, okaże się niestety, że zawiera sporo błędów. Zazwyczaj są to literówki i błędy interpunkcyjne. Psuje to trochę przyjemność czytania, szczególnie osobom nieczytającym na co dzień w języku angielskim. Sam do takich należę i kiedy kilka razy wydało mi się, że natrafiłem na słowo, którego nie znam, sięgałem po słownik. Nie znalazłem nigdzie informacji, że gra przeszła profesjonalną korektę tekstu. Jak widać, spore grono testerów, wymienione na początku książki, nie wychwyciło tych niedociągnięć.
Marc J. Wilson postanowił stworzyć własną mechanikę gry. Choć wiele pojedynczych rozwiązań można spotkać w innych tytułach, to całość jest unikatowa i zarazem bardzo ciekawa. Zacznijmy może od tego, że charakterystyka naszego bohatera składa się z czterech kategorii. Pierwszą z nich są atrybuty, czyli nasze podstawowe zdolności, takie jak: Zwinność (ang. agility), Zręczność (ang. dexterity) i Wytrzymałość (ang. fortitude). Specjalnie podałem oryginalne angielskie słowa, ponieważ moje tłumaczenie, choć niedokładne, pozwoli łatwiej zrozumieć ich zastosowanie. Zwinność odzwierciedla ogólną sprawność fizyczną do wykonywania uników, skoków czy biegu. Zręczność z kolei to nasza umiejętność posługiwania się wszelakimi rodzajami broni. Wlicza się w to również strzelanie z łuku i rzucanie nożami. Jak łatwo się domyślić, wytrzymałość będzie odzwierciedlać nasze zdrowie fizyczne. Gdy spadnie do zera, umrzemy. Przystępując do gry, korzystając z puli punktów, będziemy musieli rozdysponować punkty na te trzy cechy. Warto sobie kilka zostawić, gdyż przydadzą się również w kolejnej kategorii talentów.
Talenty (ang. gift’s) to zdolności, które możemy posiadać bądź nie. Nie są reprezentowane przez poziom liczbowy. Decydując się na talenty, musimy zużyć punkt na każdy, który wybierzemy. Do wyboru jest ich aż dziesięć. Wśród nich są między innymi ukrywanie się, żelazna wola, szósty zmysł, akrobatyka. Tutaj od razu nasuwa się porównanie z Dyscyplinami Kai, jakie występują w mechanice „Samotnego Wilka” Joe Devera.
Trzecia kategoria to dwa współczynniki, na które nie mamy wpływu (przynajmniej bezpośredniego). Pierwszym jest przeznaczenie (ang. fate), chociaż może lepszym określeniem byłaby karma. W zależności od naszych poczynań w książce, może się on zmieniać w obrębie trzech wartości: 0 – jesteś anonimowy, niczym szczególnym się nie wyróżniasz; 1 – jesteś ulubieńcem bogów, starają się ciebie chronić; -1 – jesteś naznaczony, bogowie nie są ci przychylni, nie liczyłbym na ich pomoc. Druga wartość określa jak bogata jest nasza kryminalna przeszłość. W paragrafówce została ujęta jako „Watch Test”. Wartość zero jest najniższą z możliwych i mówi o tym, że nie mamy się czego obawiać i ukrywać przed stróżami prawa. W różnych sytuacjach ta liczba będzie się zmieniać. Paragraf może zażądać od nas testu i lepiej, żeby ten wypadł pozytywnie, inaczej nasz bohater będzie miał poważne kłopoty.
Ostatnia kategoria zawiera elementy, odzwierciedlające wiedzę, jaką zdobyliśmy podczas gry. W tym miejscu znajdują się znane nam z rodzimego podwórka numery i słowa kluczowe. Numery mogą występować na znalezionych kluczach. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie da się oszukać i przejść do paragrafu, który wymaga klucza, ponieważ jedynie zapisana na nim liczba determinuje fragment, do jakiego powinniśmy przeskoczyć. Słowa kluczowe to esencja zgromadzonych informacji. Są niczym wskazówki i poszlaki dla detektywa, pomagające podejmować decyzje lub ułatwiające zadania, które przed nami stoją.
Treść fabularna jest bardzo interesująca. W odróżnieniu od innych znanych tytułów, wprowadzenie książki zajmuje kilka dobrych stron i nie jest oparte na prostej historii „ratowania księżniczki”. Autor, jeszcze przed wydaniem paragrafówki, zapewniał, że przygoda, jaką przyjdzie nam przeżywać, nie będzie banalna, a wybory nie będą sprowadzać się do decyzji, w którym kierunku mamy iść. Obietnicy dotrzymał. Początek gry bardzo ciekawie wprowadza nas w wydarzenia i realia świata. Nie znajdziemy tu żadnych nacisków i pośpiechu. Bardzo powoli będziemy poznawać krainę, w której jesteśmy i z początku nasze wybory będą lekkie. Przyznam, że osobiście uważam rozpoczęcie za zbyt „leniwe”. Nie jestem zwolennikiem rzucania gracza od razu w wir wydarzeń, zmieniających historię świata, w którym żyjemy, ale odrobina dynamiki by się tutaj zdecydowanie przydała.
A więc kierujemy poczynaniami bohatera wydarzeń. Nie mieliśmy łatwego życia. To, czego doświadczyliśmy, wynika po części z naszej winy. Nasze życie nie było wzorowe i raczej nikt nie chciałby się znaleźć na naszym miejscu. Pewnego dnia los się do nas uśmiecha i trafiamy pod skrzydła antykwariusza, profesora Hieronima Kroosa. Od tej pory zgłębiamy tajniki wszelakiej wiedzy. Sytuacja jednak znowu się odmienia. Profesor wyrusza na wyprawę i obiecuje powrócić w ciągu stu dni. Jego nieobecność przeciąga się jednak aż do pół roku. W końcu dostajemy od niego list, w którym profesor jedne sprawy wyjaśnia, a inne pozostawia okryte tajemnicą. W tym momencie wkraczamy my, wyruszając ku przygodzie.
Marc Wilson chciał stworzyć paragrafówkę, w którą można grać w każdym miejscu. W tym celu skonstruował system, niewymagający użycia kostki do gry. Biorąc pod uwagę fakt, że nie mamy do czynienia z labiryntówką, a czymś bardziej na kształt interaktywnej powieści, był to bardzo dobry ruch. Mam jednak wrażenie, że gdzieś po drodze autor się zagubił. Zaprojektowana przez niego mechanika jest dość rozbudowana i nadal wymaga posiadania przy sobie czegoś do pisania – najlepiej ołówka z gumką, ponieważ kilka elementów w ciągu gry się zmienia. Coś za coś. Rezygnując z cech, wymagających notowania, gra dużo by straciła. Kilka elementów można jednak uprościć. Osobiście zrezygnowałbym ze współczynnika „Watch Test”.
Po dość mozolnym rozpoczęciu, książka przyśpiesza. Będą czekały na nas trudniejsze wyzwania i ciekawe zwroty akcji. „Restless Heart of Evil” uważam za jedną z najlepszych książek, jakie ukazały się w ostatnim czasie. Jest warta przeczytania. Niestety, ze względu na styl, jakim została napisana, dla wielu nie będzie to łatwa przeprawa. Formy stylistyczne oraz dobór słów są dalekie od lekkiego tekstu, jaki prezentują chociażby książki z cyklu Fighting Fantasy. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jest to doskonała okazja na szlifowanie znajomości języka angielskiego.