„The Lost Jewels Of Nabooti” to czwarty z kolei tom, wydany jako część reedycji sławnej serii Choose Your Own Adventure. Ponowne wprowadzenie książki na rynek miało miejsce w roku 2006. Pierwotnie, recenzowany utwór został wydany w roku 1982. Należy pamiętać, że gra jest zdecydowanie skierowana do dzieci. Myślę, że one dużo jej wybaczą… Ja nie potrafię.

„The Lost Jewels Of Nabooti” idealnie wpasowuje się w charakterystykę analizowanych do tej pory książek z omawianej serii. Nie znajdziemy w niej żadnej mechaniki oraz karty postaci, nie ma też miejsc, wymagających rzutów kośćmi. Jedynym atrybutem, wskazującym na to, że jest to gra paragrafowa, są wybory, jakie czytelnik musi podejmować, by doprowadzić przygodę do końca.

Fabuła, identycznie jak w poprzednich tomach, nie jest zbyt ścisła. Wprowadzenie do gry informuje nas, że grupa przyjaciół potrzebuje naszej pomocy w odnalezieniu klejnotów. Jest to jedyna wiadomość, która pozostaje niezmieniona podczas całej rozgrywki. Natomiast kierunek, w którym potoczy się gra i to, co może nas spotkać, wytycza szeroki wachlarz możliwości. W zależności od naszych wyborów, możemy dotrzeć do afrykańskiego plemienia Nabooti, zginąć na torach metra lub zostać „wolontariuszem-zakładnikiem” w porwanym samolocie. To, co przeczytacie na pierwszej stronie, będzie ewoluowało do niewyobrażalnych rzeczy, i powróci do swojej pierwotnej postaci dopiero na stronie z zakończeniem. Tak można określić brak logicznej konsekwencji wielu wyborów i logiki historii.

Po raz kolejny dostajemy mnogość zakończeń. Mamy ich aż 38 na 131 stron grywalnego tekstu. Daje nam to niewiele ponad dziewięćdziesiąt stron na rozwinięcie akcji. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w innych tomach, paragrafy posiadają w większości tylko dwa możliwe wybory. W „The Lost Jewels Of Nabooti” istnieje dokładnie jeden, który daje trzy sposoby poprowadzenia akcji. Szczytem wszystkiego są paragrafy zapychacze, które przybierają nieraz kuriozalną formę. Tekst jednej ze stron zajmuje tylko połowę strony, a na dole czytamy „Go on to the next page”, gdzie jest jego druga część… Brak słów, gdy widzi się takie rzeczy.

Trochę z nudów, a trochę szukając na siłę pozytywów, przeszedłem książkę wzdłuż i wszerz. Odwiedziłem każdy paragraf i dokonałem każdego z możliwych wyborów. Brzmi imponująco, ale to tylko czterdzieści paragrafów. Znalazłem jedynie drobny błąd. Frontowa okładka informuje nas o 38 zakończeniach, a graf z tyłu pokazuje 39. Błąd jest w rysunku, który nie uwzględnił jednego zakończenia, wspólnego dla różnych ścieżek.

Nie ukrywam, że słabo pamiętam czasy, gdy byłem dzieckiem. Być może gra nie jest zła, gdy czyta ją dziesięciolatek. W końcu dzieci szybko się nudzą i służy im różnorodność. Wtedy ta paragrafówka byłaby idealna. Gdyby, oczywiście, usunąć kilka zakończeń, gdzie dostaje się strzał w głowę…