Po dłuższej przerwie postanowiłem wsiąść ponownie do wehikułu czasu. Wybór padł na książkę „Wehikuł Czasu – Pierścienie Saturna”. Było to dość naturalne, ponieważ jest to czwarta z kolei, wydana w Polsce, pozycja z tej serii, a trzy poprzednie już czytałem. Wcześniej nic nie wiedziałem o tej części, tym większe było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że nie będę podróżował do przeszłości, ale przeniosę się w przyszłość!

Jak dotychczas jest to pierwsze takie odstępstwo od standardowego podejścia całej serii i podróży do przeszłości. Z faktu, że tym razem przeniesiemy się o sto lat w przyszłość (licząc od roku 1990, kiedy to książka została wydana w Polsce), wynika mała zmiana zasad, o czym jest wspomniane na samym początku książki. Zgodnie z tym zapisem nie musimy martwić się o zmiany w przeszłości, więc możemy śmiało i bez ograniczeń brać udział w dziejących się wydarzeniach. Pozostałe zasady wciąż obowiązują: nadal nie możemy nikogo zabić, a dokonując skoku w czasie nie możemy nikogo zabrać. Aż tyle i tylko tyle. To są wszystkie zasady, jakich musimy przestrzegać w trakcie gry. Przypominam, że w tej serii nie ma żadnych kart postaci, żadnych statystyk i niczego nie losujemy.

Początek książki to oczywiście kilka cennych wskazówek i faktów odnośnie naszego układu słonecznego (ponieważ tutaj dzieje się cała przygoda). Jak zawsze warto je przeczytać i zapamiętać z nich jak najwięcej. Kilka razy udało mi się przetrwać tylko dlatego, że dobrze zapamiętałem niektóre fakty. Naszą misją jest zlokalizowanie źródła sygnału, który nadawany jest z okolic Saturna. Uczeni pod koniec XX wieku analizowali sygnały nadawane na przestrzeni lat i doszli do wniosku, że niedługo ustaną i ponownie można je będzie odebrać w roku 2090. Nie jest znane ich źródło, ale istnieje teoria, że wysyła je obca cywilizacja. Przygodę rozpoczynamy właśnie od skoku do roku 2090.

Początkowe paragrafy nie wzbudziły we mnie entuzjazmu. Spodziewałem się czegoś naprawdę interesującego i wciągającego, a tymczasem akcja rozwijała się bardzo powoli i dość nudno. Co ciekawe, w książce znajduje się sporo dość długich, jak na serię, paragrafów. Niektóre z nich opisane są na kilku stronach. Spodziewałem się ciekawego science-fiction, ale paragrafówka jest w zasadzie typową przygodówką z niewielką ilością elementów typowych dla SF. Na moje szczęście, później akcja przyspieszyła. Jak się okazało, samo badanie okolic Saturna nie było problemem. Najwięcej czasu trzeba spędzić próbując się tam dostać. Choć jesteśmy w odleglej przyszłości, technologia nie jest aż tak zaawansowana, by każdy mógł tam polecieć. No i dochodzą do tego jeszcze kwestie czy nam wolno. W związku z tym, że w Wehikule Czasu nie ma złych zakończeń, a są jedynie pętle, i czasami trzeba przejść jeszcze raz przez niektóre fragmenty książki, to już po kilkudziesięciu paragrafach udało mi się dotrzeć do zakończenia. Podczas przygody odwiedziłem kilka innych planet, spotkałem piratów, szczątki obcej rasy, aż wreszcie trafiłem w okolice Saturna. Samo zakończenie pozostawia pewien niedosyt. Paragrafówka nie jest duża objętościowo, więc i historia, wraz z zakończeniem, nie może dużo zajmować. Z tego powodu wiele pytań pozostało bez odpowiedzi, chociaż sama misja została wykonana.

Zawsze z dużym zainteresowaniem czyta się książki napisane dawno temu i traktujące o przyszłości. Wiemy już, że wiele z umieszczonych tam teorii się nie sprawdziło, bądź rozwinęły się w innym kierunku. „Pierścienie Saturna”, wysyłając nas aż o sto lat do przodu, pozostawiły sobie bezpieczny margines i jeszcze długo nie będzie można powiedzieć czy któraś z tych fantazji zostanie zrealizowana. Choć owszem, w przypadku wielu już teraz można oszacować, że się nie spełnią. Jest jednak pewien akapit i pojawia się on już na samym początku pierwszego paragrafu, który wywołał uśmiech na mojej twarzy. Brzmi on tak: „Jest 2090 rok. Jest niesamowicie duszno; żar leje się z nieba. W pobliżu nie widać nikogo; nie ma też żadnych przewodów telefonicznych ani innych oznak cywilizacji.”. W książce będziemy mieli okazję przeczytać o telepatii, mutantach, wojnie nuklearnej, statkach kosmicznych, basenach antygrawitacyjnych i super napędach. Ale pierwsze, co autor chciał zobaczyć w roku 2090, to kable telefoniczne, które są oznaką cywilizacji. Zastanawiam się, co wy chcielibyście zobaczyć, gdybyście przenieśli się o sto lat w przyszłość.