To druga recenzja gry paragrafowej opartej na rozwiązywaniu zagadek.
A mowa tutaj o kolejnej części gier autorstwa Dimitrisa Chassapakisa, zatytułowanej „Dziennik 29 – przebudzenie”. Jest to kontynuacja historii zawartej w „Dzienniku 29”. Siłą rzeczy recenzja będzie miała charakter porównawczy, aczkolwiek nie są to pozycje identyczne.

Zacznijmy od historii (a właściwie dziennika). Opowiada on o losach grupy badawczej, która wpadła na trop starożytnej cywilizacji. Po 29 tygodniach pracy zaginął po nich ślad. Ekipie ratunkowej (czyli nam) wpadł w ręce zeszyt z ich zapiskami. Niestety, nie będziemy mieli możliwości oddziałania w jakikolwiek sposób na nich, i będziemy niejako odtwarzać po kolei to, co przeżyli, poprzez rozwiązywanie zagadek. Wydaje się, że jest w tej części gry więcej tekstu opisującego przeżycia naukowców, ich obserwacje. Czasami nie pełni on jedynie formy budującej klimat, ale jest elementem konkretnej zagadki, co daje bardzo dobry efekt. Jednak powiedzenie, że przechodzi się tę grę z zaciekawieniem i dużym napięciem, będzie nadużyciem.Jeżeli nie jesteście dobrze zaznajomieni z tego typu zabawą, to zanim przejdziecie z jednego zapisku do drugiego, minie trochę czasu.

Jeśli chodzi o same zagadki to jest… różnie. Dalej są one oczywiście w dużej mierze ciekawe i wymagają wysilenia szarych komórek. Styl graficzny, w jakim zostały zaprezentowane, pozwala wczuć się w klimat stopniowego odkrywania nieznanego. Jeśli chodzi o system podpowiedzi, to doczekał się zmiany: teraz zamiast jednej mamy dwie na każdą zagadkę. I wcale nie ułatwia to ich rozwiązywania. Dlaczego? Ponieważ niektóre zagadki są nieintuicyjne. Jest nawet jedna po prostu błędna (a dokładniej ta o nr. 77). Mimo to, odczuwałem na początku gry, i tak gdzieś w połowie, płynność rozgrywki. Niestety, takie wrażenie nie utrzymało się przez resztę rozgrywki. Część zagadek pozwala poznać przydatne informacje. Dodatkowo ze schematu wyłamuje się kilka szarad, które wymagają połączenia z Internetem. Gra zawiera też w sobie trochę bonusów i nawet mały easter egg. Z drugiej strony, zagadki wymagające dostępu do Internetu przeczą idei gier paragrafowych, które mają przecież odrywać nas od ekranów urządzeń elektronicznych.

Niestety, znowu mamy łamigłówki nieszeregowane wg stopnia trudności – przykładowo zagadka 117 nie zostawia tak naprawdę pola do wątpliwości. Ale za to zagadka nr 113 jest moim zdaniem do rozwiązania na chybił trafił, albo żmudną metodą prób i błędów (nie wiem czy taki był cel autora, ale niestety to nie pomaga). Czasami trzeba też np. zagiąć kartkę, co uważam za minus, ponieważ cenię sobie zachowanie książki w stanie możliwie jak najlepszym.

Grało mi się na pewno łatwiej (i myślę, że lepiej) niż w pierwszą część „Dziennika”, ponieważ już znałem schematy podejścia do zagadek. Jednak czasami była to zabawa oparta po prostu na podpowiedziach, albo –gdy za entym razem nie udawało się znaleźć poprawnej odpowiedzi – na gotowych rozwiązaniach. Dałem szansę tej serii, ale nie odczuwam wielkiej radości po ukończeniu drugiej książki. Niestety pozycja jest liniowa, więc drugie podejście byłoby identyczne. Uważam „Dziennik 29 – przebudzenie” za ciut lepszą pozycję niż jej poprzedniczka. Fanom tego typu rozgrywki zdecydowanie polecam, innym nieszczególnie. Chyba, że to wasza pierwsza styczność z tego typu zabawą, więc może akurat się spodoba.