„A teraz coś z zupełnie innej beczki” – takie stwierdzenie często padało u Monty Pythona. Całkiem dobrze pasuje też do tematu niniejszej recenzji. Zazwyczaj recenzowałem gry paragrafowe, zdarzyła się i gra mobilna (Lifeline). Tym razem jednak w moje ręce trafiła gra-książka, choć może lepszym terminem byłaby książko-zagadka? „Poszukiwacze Zaginionego Skarbu” z serii Escape Quest, to książka, składająca się z samych zagadek i łamigłówek, a tym, co łączy ją z grami paragrafowymi, jest fakt, że to czytelnik odgrywa tu najważniejszą rolę.
Grę zaczynamy jako początkujący poszukiwacz przygód. W nasze ręce trafia pamiętnik niedawno zmarłej Sary Edson-Taylor, który składa się z zagadek i przeróżnych wskazówek, mogących nas doprowadzić do tajemniczego skarbu. Tak w skrócie przedstawia się zarys fabularny gry. Będziemy podróżować po całym świecie i odwiedzimy przeróżne kraje. W każdym z nich będzie na nas czekać garść zagadek oraz wiele osób i miejsc, związanych z przygodą. Książka składa się z dziewięćdziesięciu jeden stron, na których znajdują się… same łamigłówki! Tak, tak, dobrze przeczytaliście, same zadania, wymagające od nas logicznego myślenia, nieszablonowego podejścia i na pewno trochę szczęścia. Zdecydowanie wszystkie te trzy rzeczy będą wam potrzebne, aby szczęśliwie przejść grę do końca. Mnie udało się rozwiązać większość zagadek. Kilka mnie pokonało, ponieważ byłem nieuważny, a zdarzyła się też taka, z którą po prostu się nie zgadzam i według mnie wcale nie jest ani logiczna, ani oczywista. No, ale jak to z zagadkami logicznymi bywa, zawsze nas denerwują, kiedy nie uda nam się ich rozwiązać. Prawda?
Skoro książka składa się z samych wyzwań, można by pomyśleć, że nie ma już miejsca na fabułę. I tak, i nie. Przy zagadkach i pomiędzy nimi, gdy przeskakujemy po stronach, trafiamy zawsze na krótkie opisy sytuacji i miejsc, które pozwalają nam spiąć w całość naszą przygodę. Nie są to tylko suche równania do rozwiązania. Można powiedzieć, że są to swego rodzaju „zadania z treścią”, jakie pojawiały się na matematyce. Jednak poza tymi krótkimi opisami, większej fabuły nie ma, więc jeżeli spodziewaliście się wciągających opisów, to będziecie zawiedzeni. Z drugiej strony, to przecież gra z łamigłówkami i zawiera tyle fabuły, ile trzeba. W komiksach interaktywnych też przecież rozbudowanej fabuły nie ma, a jednak są bardzo wciągające.
No dobrze, spójrzmy jak to wygląda technicznie. Książka ma bardzo ładną okładkę. Widać, że kompozycja i kolorystyka stylizowana jest tak, by nawiązywać do przygód Indiany Jonesa. I to się naprawdę świetnie udało. Okładka wykonana jest w nieznany dla mnie sposób. Farba w dotyku sprawia wrażenie, jakby była lekko gumowa. Niewątpliwie daje to mocniejsze wykonanie, a i nie jest jakoś specjalnie niemiła w dotyku. W środku znajdują się dwie zakładki, które należy z książki wyrwać, by móc potem z nich wygodnie korzystać. I tutaj od razu podpowiem, że jeżeli tekst daje wam wyraźne sygnały, że strony można zaginać, to nie bójcie się tego robić! Inaczej rozwiązanie niektórych zagadek zajmie wam dużo czasu.
Informacja z tyłu okładki mówi, że przejście gry powinno wam zająć około trzech godzin. Mnie zajęło około dwóch. Wszystko zależy od tego, jak sprawnie idzie nam rozwiązywanie łamigłówek. Niektóre są bardzo proste, a inne naprawdę stwarzają wyzwanie. „Poszukiwacze Zaginionego Skarbu” nie są grą paragrafową. Jeżeli liczycie na nieliniowość fabuły, to też jej w zasadzie nie ma, będziecie musieli i tak przejść przez wszystkie strony, by pomyślnie zakończyć przygodę. Jeżeli jednak chcecie pogimnastykować trochę umysł i po prostu lubicie łamigłówki, to warto sięgnąć po tę książkę. Niektórzy być może nie przekonają się do tego typu rozrywki, inni się wręcz w niej zakochają, ale z całą pewnością nie powinniście oceniać książki po okładce… chociaż radzę się jej dobrze przyjrzeć.
Ostatnie komentarze