„Tajemne Oblicze Świata” to pierwsza gra książkowa rodzimego autora, którą przyszło mi recenzować. Muszę przyznać, że dość sceptycznie podchodziłem do tej lektury i obawiałem się, że będę musiał szukać na siłę jej pozytywnych elementów. Na szczęście nic tak nie poprawia humoru, jak „miłe rozczarowanie”. Pan Mikołaj Kołyszko jest osobą dobrze znaną w środowisku fanów gier paragrafowych. Nie tylko ze względu na swoje książki, ale przede wszystkim z powodu dużej aktywności w promowaniu tego typu rozrywki. Możemy mieć pewność, że jeżeli poprosimy polskiego fana gier paragrafowych o wymienienie dwóch polskich autorów gier książkowych, to padnie jego nazwisko. Dlaczego początkowo moje podejście było negatywne? Może dlatego, że nie lubię polskiego kina? Może dlatego, że nie przepadam za polską muzyką? A może dlatego, że nie lubię polskiej fantastyki? Pewnie to główne powody przekonania, że polskie paragrafówki muszą być nudne. Jak się okazało, już pierwsza z brzegu gra była bardzo ciekawa. Zanim przejdę do opisywania gry, zamieszczę małe sprostowanie, żeby jakiś szaman nie rzucił na mnie klątwy. Są dobre polskie filmy, niestety w mniejszości. Jest kilka naprawdę dobrych polskich zespołów muzycznych wartych uwagi. Polska fantastyka stoi na światowym poziomie, po prostu jest specyficzna, a ja za taką nie przepadam – to tyle.

Zacznę od opisania mechaniki gry, ponieważ nie zajmie mi to zbyt dużo miejsca. Otóż mechaniki praktycznie nie ma. Jeżeli podczas przygody znajdziemy jakiś przedmiot, to zapisujemy go na naszej karcie postaci. Na tej karcie znajdują się jeszcze tylko punkty wytrzymałości, które możemy tracić podczas przygody. Koniec. I powiem wam, że grając, wcale nie tęskni się za rozbudowaną mechaniką. Jej praktyczny brak, ułatwia w moim mniemaniu lepszy odbiór utworu. Uproszczona rozgrywka to cecha charakterystyczna książek, zarówno Mikołaja Kołyszki, jak i drugiego znanego polskiego autora – Beniamina Muszyńskiego. Był to jeden z elementów, których się bałem. Jak już wspomniałem w innej recenzji, preferuję labiryntówki z dobrym mechanizmem. Martwiłem się, że się zwyczajnie nie odnajdę.

Książka zaczyna się krótkim wprowadzeniem, gdzie autor wyjaśnia czytelnikowi, jak korzystać z gry. Kawałek dalej jest już nasz upragniony paragraf numer 1, gdzie wszystko się zaczyna… Głównym bohaterem jest oczywiście czytelnik. Tak się składa, że jest on pracownikiem pewnej firmy komputerowej. W tym miejscu ponownie obleciał mnie strach. Zazwyczaj takie postacie wykorzystywane są do podtrzymywania pewnego stereotypu i naznaczenia bohatera takimi przymiotami, jak: nudziarz, pracoholik, jednostka aspołeczna, szczur w korporacji. Na szczęście nikt tym razem mnie nie obrażał, a postać została delikatnie użyta do podkreślenia pędu, w jakim wszyscy żyjemy. Co prawda, to prawda. Paragraf, od którego zaczynamy, jest pierwszym i ostatnim miejscem, gdzie możemy jeszcze spokojnie odetchnąć. Każdy następny akapit jest dynamiczniejszy i bardziej absorbujący. Szczególnie, że wszystko ma znaczenie i mówię to zupełnie poważnie. Z tego względu nie mam w zasadzie możliwości napisania czegoś więcej na temat fabuły. Według mnie każda informacja uszczupliłaby tylko przyjemność, czerpaną z samodzielnej rozgrywki. Warto dodać, że gra nawiązuje do aury tajemniczości i szaleństwa, rodem z Lovecraftowych powieści. Robi to jednak delikatnie, pozostawiając swój niepowtarzalny styl na pierwszym planie.
Mogę natomiast wiele napisać odnośnie odczuć i myśli, jakie wywołuje tekst. W zasadzie to po wielokrotnym przejściu gry, nadal nie wiem, co autor chciał mi przekazać. Jedno jest pewne, złapałem doła. Tekst utrzymany jest w aurze tajemniczości i delikatnego szaleństwa. Każdy nasz najdrobniejszy ruch, może wywołać katastrofę, jeżeli dobrze go nie przemyślimy. Ba! Czasem nawet to nie wystarczy. Jedna z pierwszych myśli, jakie mi się nasunęły, to ta, że naszym życiem rządzi przypadek. Czy tego chcemy, czy nie, wiele zdarzeń, osób lub decyzji, wynika z przypadku. Poza zawartymi w książce miejscami, gdzie możemy „oszaleć”, często odnajdywałem własne szaleństwo, czytając fragmenty, których chciałem uniknąć, podejmując, jak mi się wydawało, przemyślane decyzje. Bezsilność w stosunku do otaczającego nas świata, krzywd i przykrości, czekających nas w życiu codziennym, to kolejna myśl. Czasami jedynym wyjściem, by nie oszaleć, jest niewiedza. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz. Błogi stan nieświadomości, ale kto na dłuższą metę by tak wytrzymał? Ja nie wytrzymywałem długo i po chwili zagłębiałem się jeszcze bardziej w książkę. Każdy nasz wybór jest trudny. To nie jest zwykła decyzja: robimy coś dobrego, czy robimy coś złego. Cytując Hamleta: „Rzeczy nie są dobre czy złe same w sobie. Są takie, jakimi nam się wydają”. Wszyscy jesteśmy czyimiś katami, by być zbawicielami dla innych.

Książka wprowadziła mnie w mocno melancholijny nastrój. Raz wywoływała smutek, przygnębienie, bezsilność, innym razem – dezorientację, zagubienie, czy odrobinę szaleństwa. Mógłbym w zasadzie przyczepić się do fragmentu spotkania naszego „przewodnika”, który wydaje mi się psuć nieco nastrój (więcej zdradzić nie mogę). Całość gry, jak już napisałem, utrzymywana jest w mocno tajemniczym klimacie. Natomiast wspomniany fragment, znacząco wyhamowuje całą akcję, sprowadzając naszą przygodę na sielankowe tory. Oczywiście później wszystko wraca do „normy”, nawet z odrobiną dramaturgii. Może się czepiam, może to jest właśnie moment na drugi oddech?

Przygoda prowadzona jest w ciekawy sposób i udostępnia nam kolejne informacje w miarę toczenia się akcji. „Tajemne Oblicze Świata” jest interaktywną powieścią, więc również jej nieliniowość jest dużo mniej rozwinięta niż w labiryntówkach. Nie oznacza to jednak braku istotnych rozgałęzień, według mnie jest ich wystarczająco dużo. Zresztą nacisk w tekście został położony głównie na ciekawą fabułę i stworzenie klimatu, pozwalającego na wciągnięcie czytelnika w to, co dzieje się w grze. Czytając, odciąłem się zupełnie od rzeczywistości. Tekstu i możliwości rozegrania (wliczając w to nieszczęśliwe zakończenie przygody), wystarczyło mi na kilka przejść, z których byłem zadowolony. Pomimo tego, że gra nie jest zbyt długa i składa się ze 104 paragrafów, dostarcza wielu ciekawych emocji.

Zakończenie książki to kilkunastostronicowy tekst na temat szamanizmu. Uważam, że to bardzo ciekawe rozwiązanie. Tekst nie tylko pozwala zrozumieć niektóre elementy, występujące w grze, ale też wzbudza ciekawość i chęć zgłębienia wiedzy o szamanizmie na własną rękę (w teorii oczywiście). Ujęcie tematu przypomina fragment pracy licencjackiej z religioznawstwa, jednak zostało to napisane przejrzystym językiem, pozwalającym nawet takiemu laikowi jak ja, na zrozumienie treści.

Moja obawa odnośnie tego, że się nie odnajdę, czytając „Tajemne Oblicze Świata”, była zupełnie bezzasadna. Gra wciągnęła mnie na tyle, że oderwałem się od niej dopiero po jakiejś półtorej godzinny, gdy przeszedłem ją już cztery razy. Po zakończeniu pozostał mi melancholijny nastrój, więc wybrałem się na długi spacer z psem. W zasadzie to dopiero spojrzenie mojego psa, zdające się mówić: „Rób jak chcesz, ja wracam”, uzmysłowiło mi, jak długi był to spacer, i że zanim napiszę recenzję, powinienem odczekać kilka dni, aż opadną emocje. Tak więc niniejszą recenzję piszę trzy dni po ukończeniu paragrafówki. W dalszym ciągu wspominam nastrój, jaki mi się udzielił podczas czytania i do jakich, niemal filozoficznych rozmyślań mnie skłoniła. Zdaje sobie sprawę, że główną ideą utworu jest szamanizm i sprawy, dziejące się dookoła tego tematu. Mnie jednak bardziej zainteresował temat codziennej paranoi i odpowiedzi na pytanie, dlaczego my ludzie, tak bardzo potrzebujemy religii. Być może autor nie byłby zadowolony z mojego odbioru książki, mam jednak nadzieję, że usprawiedliwi mnie fakt, że była dla mnie interesująca i czytanie jej przyniosło mi dużo satysfakcji.