„Prywatne Śledztwo” to paragrafówka, która po raz pierwszy ukazała się w 2011 roku w trzecim numerze magazynu „Masz Wybór” (Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru) w cyklu miniatur. Pod koniec kwietnia 2013 roku pojawiła się ponownie na stronie masz-wybor.com.pl, tym razem w formie html, z odnośnikami, odsyłającymi do odpowiednich podstron paragrafów, obdarzona kolorową okładką, autorstwa Grzegorza Kraciuka. Autorem „Prywatnego Śledztwa” jest Beniamin Muszyński, uważany za najpłodniejszego współczesnego polskiego pisarza paragrafówek.

Okładka prezentuje się ciekawie. Uwagę zwraca liternictwo, czcionki zostały dobrane bardzo dobrze do treści i ogólnego klimatu utworu. Podobnie jest z samą ilustracją, wykonaną w kolorze. Zajmuje ona ponad połowę okładki, subtelnie przechodząc i rozmywając się w biel. Jakkolwiek uważam obecną formę elektroniczną za bardzo przystępną i wygodną, tak nie do końca rozumiem, dlaczego WWW (Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru) nie zdecydowało się na opublikowanie utworu w formie pliku PDF do pobrania – mają już przecież do niego okładkę, co więcej gra jest dostępna jako część pliku PDF, stanowiącego trzeci numer magazynu „Masz Wybór”, a znalazłoby się zapewne kilka osób, które z chęcią wydrukowałyby i postawiły na półce grę w formie fizycznej.

Akcja osadzona jest w Anglii w roku 1951. Historia świata potoczyła się jednak nieco inaczej, niż znamy to z kart podręczników. ZSRR przeprowadziło inwazję na Europę, ostatecznie wchłaniając Hiszpanię i pozostawiając na arenie wydarzeń tylko dwóch znaczących zawodników – USA i Anglię, wraz z jej afrykańskimi koloniami. Dodatkowo mamy do czynienia z pewnego rodzaju dystopią, gdzie specjalne służby infiltrują społeczeństwo i pilnują, by obywatele prezentowali najwyższy stopień moralności. Mimo iż nie mamy bezpośredniej styczności z „wielkimi wydarzeniami”, nadają one pewien ton całemu dziełu i pozwalają lepiej wczuć się w tok myślowy głównego bohatera – a co za tym idzie – podejmować rozsądne decyzje. Tło historyczne wprowadzało mnie tutaj zawsze w lekkie zakłopotanie i miałem wrażenie zagubienia, lecz wydaje mi się, że dokładnie taki efekt chciał osiągnąć autor. O fabule samego dzieła nie można powiedzieć zbyt dużo bez zdradzania istotnych zwrotów akcji. Jako że to krótkie (zaledwie 48 paragrafów) dzieło ma naturę powieści detektywistycznej, ograniczę się jedynie do stwierdzeń, iż przedstawiona historia jest ciekawa, a zakończenie zaskakuje. Językowo stoi także na dość dobrym poziomie, choć wypatrzyłem pojedynczą literówkę. Znalazłem także inny błąd – w jednym z paragrafów numer odnośnika nie był podświetlony na niebiesko (nie funkcjonował jako link html), lecz szybkie spojrzenie na pasek adresu pozwoliło stwierdzić, że bardzo łatwo można samemu zmienić numerek strony w adresie, by przenieść się do odpowiedniej części gry.

Beniamin Muszyński stosuje w „Prywatnym Śledztwie” (jak i w kilku innych dziełach) opracowany przez siebie „system informacji”, który jest prostą i jednocześnie genialną odpowiedzią na zjawisko, występujące w wielu paragrafówkach. Przykładowo – hipotetyczny bohater dochodzi do postumentu w komnacie z wielkimi drzwiami z brązu. Na powierzchni postumentu znajduje się wyraźne wgłębienie i wydaje się oczywiste, że coś trzeba na nim położyć, by otworzyć drzwi. Tylko co? W tym momencie gra pyta: „Czy posiadasz posążek jadeitowego Buddy? Jeśli tak, patrz paragraf XX”. Cała tajemnica pryska, nie ma elementu dochodzenia, nie rozwikłasz już zagadki. Jeśli gracz nie oszuka w tym miejscu, to przynajmniej będzie wiedział, czego ma szukać i na pewno nie zwróci uwagi na posążek węża ze złota, kolibra z rubinów czy kota z hematytu. Co więcej, może przekartkować całą książkę w poszukiwaniu frazy „zdobywasz posążek jadeitowego Buddy”, dzięki czemu dowie się, jak tam dojść. I nie, żebym zarzucał komuś złą wolę, ale czasami pokusa (lub frustracja przy dziesiątej z kolei próbie przejścia gry) jest silniejsza od silnej woli. Zamiast tego Pan Muszyński proponuje następujące rozwiązanie – w paragraf, dotyczący zdobycia odpowiedniego posążka należy wpleść słowa „informacja #1”, a w paragrafie, poświęconym postumentowi, przedstawić opcję „być może trzeba umieścić na postumencie jakiś ciężarek, jeśli masz informację #1, spójrz XX”. Z pozoru jest to podobny ruch, lecz gracz, który znalazł posążek, wie, że stanowi on pierwszą informację, zaś ten, który nie znalazł, nie jest narażony na przypadkowe odkrycie ważnego elementu fabuły, zanim sam nie odsłoni tej tajemnicy. Tę metodę można stosować do określenia kluczowych przedmiotów (w tym kluczy), wskazówek, rozwiązań zagadek, informacji udzielanych w trakcie przesłuchań, rzeczy materialnych i pojęć abstrakcyjnych, jak na przykład znajomość zaklęcia. Gdyby autor recenzowanej wcześniej „Zagadki Rezerwatu” posłużył się tym systemem, nie pojawiłby się problem z „nożem, który nie jest rewolwerem”. Dodatkowo mechanika ta nie wybija z fabuły i wręcz wtapia się w konwencję śledztwa. Wyobraźmy sobie scenę w jakiejś paragrafówce policyjnej, gdzie wcielamy się w detektywa i czytamy „po dwóch godzinach przesłuchiwania ćpun w końcu pękł i wyśpiewał co wie, wyciągasz notes i zapisujesz sobie informację #1 a pod nią nazwisko Lopez, które podał spocony cwaniaczek o rozbieganych oczkach”. Dodatkowo w „Prywatnym Śledztwie” system ten zostaje nieco rozbudowany – oprócz informacji, zdobywamy także tropy i dowody. W przypadku zdobycia dwóch tropów o numerze Y, zmieniają się one w dowód Y.

Podsumowując – jest to krótka recenzja, bo i recenzowane dzieło jest bardzo krótkie. „Prywatne Śledztwo” oceniam bardzo dobrze. Jest to ciekawa historia, z zaskakującym zakończeniem i interesującymi zwrotami akcji. Zastosowana mechanika nie wadzi czytelnikowi i pomaga w nawigowaniu. Nie ma tu rzutów kośćmi, a gdy dojdziemy do zakończenia, możemy sami skalkulować swój wynik, podsumowując zdobytą w formie tropów i dowodów punktację. Idealna gra na chwilę odprężenia. Przejście przez całość nie powinno zająć więcej niż piętnaście do dwudziestu minut.

Fabuła – wysoka nota. Autor tworzy świat w alternatywnej rzeczywistości historycznej z pewnymi subtelnościami i niuansami. Pozornie nieistotne wydarzenie nabiera wagi, gdy zestawi się je z funkcją pełnioną przez głównego bohatera, jego paranoją i przesadnym dbaniem o wizerunek „nieskazitelnie moralnego obywatela”. Plus stanowi również nieoczekiwane zakończenie.

Mechanika – spotkałem się kiedyś z opinią, że najlepsze efekty specjalne w filmach to takie, których nie widać. Z mechaniką w „Prywatnym Śledztwie” jest podobnie. Nie ma rzutów kośćmi, nie ma statystyk, nie ma ekwipunku, jest tylko kilka informacji i tropów, które trzeba zapisać gdzieś na boku. Mechanika trzyma grę w ryzach, pozwalając na zróżnicowane zakończenia przy stosunkowo niewielkiej ilości paragrafów. Nie narzuca się czytelnikowi i nie obarcza go obowiązkiem wykonywania jakichś obliczeń. Najwyższa nota.

Trudność – z jednej strony gra jest łatwa. Wybory to bezpośrednie przejścia między paragrafami. Nie ma walki z hordami potworów, które w wyniku niefortunnych rzutów przerobią bohatera na nawóz. Owszem, można zginąć, ale żeby do tego doszło, trzeba grać niezwykle nierozsądnie, co jest swego rodzaju wyzwaniem po kilku(nastu) paragrafach, wprowadzających w klimat dochodzenia rozważnego urzędnika państwowych służb wywiadowczych. Z drugiej strony, jest to paragrafówka, którą się przechodzi dwa razy. Nie będę zdradzał dlaczego. Ci, którzy czytali, domyślą się.

Nieliniowość – teoretycznie mamy jeden dzień na przeprowadzenie śledztwa i odwiedzamy te same miejsca, spotykając tych samych ludzi, przez co można nabrać błędnego przekonania, że historia jest liniowa. Niemniej jednak różnica między sukcesem a porażką tkwi w subtelnościach. Do każdej sytuacji można podejść na kilka sposobów, rozmowy z przesłuchiwanymi bohaterami można prowadzić przyjaźnie, bądź z wyciągniętą bronią. Zdobyte w ten sposób tropy i dowody prowadzą do jednego z czterech (pięciu – jeśli policzymy śmierć bohatera) zakończeń. Nie jest to najbardziej rozbudowana paragrafówka świata, ale czego można się spodziewać po dziele, będącym „miniaturą”. Niestety, proste „numeryczne” określenie, czy gra jest liniowa czy nie, nie jest w stanie oddać tego, ile różnorodności autor „wcisnął” w stosunkowo niewielką ilość paragrafów.