„Island of the Lizard King” to kolejna z omawianych paragrafówek z serii Fighting Fantasy. Większość książek, do których mam dostęp, to wznowienia tych rewelacyjnych labiryntówek. Egzemplarz, który przez kilka dni zajmował mi czas, to reedycja z roku 2007, z cyklu tak zwanej pierwszej fali ponownych wydań, przygotowanych przez wydawnictwo Wizard Books. Oryginalnie gra ujrzała światło dzienne już w roku 1987, jako siódma część całego cyklu.

Warto wspomnieć, że grę można również kupić na urządzenia mobilne, a dokładniej na system iOS oraz Android. Niestety, użytkownicy Windows Phone, muszą obejść się smakiem. Osobiście należę do tego ostatniego grona, dlatego nie dane mi było zagrać w wydanie elektroniczne. Z tego, co można zobaczyć i przeczytać w internecie, produkcja robi wrażenie (jak i inne gry, wydane przez firmę Tin Man Games) i warto po nią sięgnąć, jeżeli tylko macie taką możliwość.

Okładka najnowszego wydania praktycznie wcale się nie zmieniła. To samo tyczy się wydania elektronicznego, o którym wspomniałem. Porównując jednak dokładnie obydwie, spostrzega się, że zniknęła czarna pantera, która pierwotnie stała przy boku Jaszczurczego Króla. Nie ma obaw – zniknęła tylko z okładki. Pamiętam, że przyglądając się pierwszy raz obrazkowi, zastanawiałem się, czemu Król ma taką dziwną głowę. Nie będę wam zdradzał fabuły, ale rzeczywiście miało to znaczenie w grze.

Nie będę ukrywał, że ta gra jakoś specjalnie nie zapadła mi w pamięć. Nie powiem, bo fajnie się w nią grało, ale jednak czegoś mi zabrakło. Trudno powiedzieć, czego dokładnie, ale dla mnie osobiście była trochę zbyt monotonna. Historia zaczyna się w momencie, gdy docierasz do pewnego miasteczka, w którym mieszka nasz stary znajomy, Mungo. Tam dowiadujesz się, że większość mężczyzn została zabrana przez Jaszczury (ang. Lizardman) na Ognistą Wyspę (ang. Fire Island). Poznajesz też w skrócie historię samej wyspy, na której mieściło się więzienie, strzeżone przez opłacane Jaszczury. Sporo się zmieniło od tamtego czasu, a najważniejsze jest to, że postanawiasz pomóc przyjacielowi w uwolnieniu jego pobratymców.

Twoja przygoda rozpoczyna się w momencie, gdy cumujecie łódź na Ognistej Wyspie. Od tego momentu przyjdzie ci zmierzyć się z wieloma przeciwnościami. Nie ukrywam, że większość z nich to po prostu walki. Trochę tego będzie i nie wszystkich da się uniknąć. Przygodę, podobnie jak miało to miejsce w „Caverns of the Snow Witch”, można podzielić na kilka etapów. Co prawda, wymieniona przeze mnie książka została wydana dużo później, ale recenzja była robiona wcześniej, dlatego pozwoliłem sobie na to porównanie. Nie mogę wymienić, na jakie rozdziały można paragrafówkę podzielić, ponieważ musiałbym zdradzić trochę fabuły, a to nie jest pożądane. Niemniej jednak, zanim osiągniemy ostateczny cel, przyjdzie nam wędrować w poszukiwaniu miejsc i osób, co pozwoli zrealizować cele pośrednie. Sama wyspa roi się od potworów, czasem naprawdę trudnych. Z jednej strony warto unikać takich miejsc, jeżeli tylko mamy taką możliwość, z drugiej – na wyspie znajduje się całkiem sporo magicznych przedmiotów. Wiadomo nie od dziś, że jeśli możemy zdobyć magiczny przedmiot, to najlepiej mieć ich od razu dziesięć. Zachęcam do kolekcjonowania, to bardzo ułatwi wam wszelkiego rodzaju starcia. Gdy będziecie grać za pierwszym razem, musicie zaufać intuicji. W końcu dobra decyzja to coś, co nieraz przychodzi dopiero po tym, jak postąpiłeś w określony, często nie najlepszy sposób. Dopiero przy kolejnych podejściach będziecie posiadać odpowiednią wiedzę, co i gdzie się znajduje oraz czy warto przelewać tam krew.

Jeżeli po drodze zbieraliście magiczne przedmioty i wypełniliście wszystkie zadania, to sama walka z Jaszczurczym Królem będzie wyjątkowo łatwa. O wiele więcej trudniejszych walk z pewnością mieliście wcześniej. Ja osobiście miałem spore problemy z bezpiecznym dotarciem (czytaj: żywym) do ostatniego etapu. Przez sporą cześć czasu, jaki poświęciłem grze, miałem bardzo słabe rzuty kośćmi. W takich chwilach doceniam powieści interaktywne, w których nie muszę polegać na szczęściu.

Polecam poświęcić grze trochę uwagi i spróbować odnaleźć jak najwięcej miejsc. W niektórych można spotkać naprawdę ciekawe stwory. Ja, na przykład, zawsze uważałem, że spotkanie z Headhunterem może przynieść bardzo pozytywne efekty, w sensie zawodowym. Tutaj z kolei może przynieść bardzo szybkie efekty w sensie zdrowotnym – i to raczej negatywne – szczególnie gdy atakują grupą.